Młyn w Bolesławcu to obiekt malowniczo położony nad rozgałęzieniami rzeki Prosny, pozostałość dawnej świetności rzemiosła młynarskiego. Młyny, zarówno te z dawien dawna funkcjonujące, jak i nowo lokowane, od chwili ustanowienia w Bolesławcu starostwa niegrodowego zajmowały - obok rozbudowy folwarków - poczesne miejsce w staraniach na rzecz rozwoju posiadłości monarszych. W 1401 r. Władysław Jagiełło z rąk krnąbrnego księcia Władysława Opolczyka odzyskał miasto Bolesławiec i okoliczne dobra. Natychmiast na nowo powołanym starostwie osadził Marcina z Borowna - dziadka naszego kronikarza Jana Długosza.
Tereny nad Prosną sprzyjały powstawaniu "fabryczek" przerabiających zboże. Nie bez znaczenia był fakt systematycznego gospodarczego rozwoju tych ziem. Tu krzyżowały się bowiem szlaki handlowe ze wschodu (z Litwy, Rusi, Podola, Mazowsza) na Śląsk i z południa (dawniejsza część szlaku bursztynowego) aż do Gdańska. Już w 1403 r. na jednej z rzecznych odnóg, zwanej "rowem", pracował młyn miejski, którego właścicielem, zgodnie z prawem niemieckim, był wójt (początkowo Bolesławiec wzorował swoje przywileje na Kaliszu, a od 1402 r. na Wieluniu). W 1500 r. wójt Albert zapisał żonie między innymi połowę dochodów z owego młyna.
W tym czasie, opodal siedziby starostwa - zamku z czasów Kazimierza Wielkiego - został wzniesiony browar, produkujący trunki na potrzeby mieszkańców i gości zamkowych. W samym mieście i jego pobliżu dzierżawcy królewscy zakładali folwarki nastawione głównie na uprawę zbóż. Te przyczyny, no i oczywiście konieczność systematycznego zaopatrywania zamku w świeżą mąkę i wyroby piekarnicze, zadecydowały o wystawieniu własnego, zamkowego młyna.
W 1569 r. miał on cztery koła podsiębierne poruszające się w pozycji wertykalnej (ustawione pionowo), napędzane wigorem nurtu wody. Dwa z nich, tzw. mączne, służyły do przetwarzania ziarna na mąkę, trzecie - słodowe - do mielenia słodu czyli półproduktu niezbędnego przy produkcji piwa, wyrabianego we wspomnianym browarze (z biegiem czasu browar przeniesiony został na przeciw młyna, na prawy brzeg jednego z bocznych cieków Prosny). Czwarte koło - stępowe, pracujące na rzecz szewców z Bolesławca, rozdrabniało korę dębową, używaną przy garbowaniu skór. Ówczesny młynarz musiał znać się nie tylko na technologii przemiału zboża, ciesiołka także nie była mu obca. Przecież cały budynek oraz większość narzędzi i urządzeń wykonana była z drewna. Począwszy od podgródków, regulujących dopływ wody na koło napędowe, przez różnego rodzaju koła zębate, skrzynie na mąkę, aż po stępy wraz z bijakami i dwa drewniane mosty dojazdowe - wszystko wymagało ciągłej konserwacji. Jedyny nie drewniany, ale konieczny element młyna to kamienie młyńskie (na każde koło mączne i słodowe przypadała para kamieni: górny - biegun, dolny - leżak). Umiejętności stolarsko - ciesielskie młynarza wykorzystywał również starosta, nakazując mu z "siekierą chodzić do zamku".
Dzierżawca młyna posiadał jeszcze jedną umiejętność, zwaną grabarką - wystawianie urządzeń ziemno - wodnych, jakże nieodzownych przy prawidłowym zabezpieczeniu i funkcjonowaniu obiektów. Wszelkich kanałów, dopływów. grobli i jazów należało nieustannie doglądać. Młyn zamkowy samo ujęcie wody zawdzięczał przekopaniu kanału, prowadzącego od głównego nurtu rzeki do tzw. stawu i dalej do ponownego połączenia z rzeką. O tym, że profesjonalizm wykonania tych prac był bardzo ważny, niech świadczy los młyna miejskiego, który w XVI stuleciu został całkowicie zniszczony przez wezbraną wodę.
Godne uwagi są i inne, dodatkowe zajęcia młynarza, często zależne od wykonywanej profesji. Czyż bowiem przy przerobie zboża nie ma "odpadów"? A przecież i klienci często płacili tzw. miarą, czyli w zamian za przemiał oddawali część ziarna. Łatwo wówczas o małe gospodarstwo rolne nastawione na chów zwierząt. Istnieją zresztą zapiski świadczące o pobudowaniu w pobliżu młyna stodoły i chlewów. Starosta również i tę działalność młynarza brał pod uwagę, nakładając na niego co roku obowiązek karmienia sześciu wieprzy (po dwa na każde koło - od XVI wieku w bolesławieckim młynie pozostały tylko trzy koła).
W swej długiej historii młyn bywał świadkiem doniosłych wydarzeń. W 1709 roku gościł króla Polski Stanisława Leszczyńskiego, który właśnie tutaj dowiedział się o klęsce pod Połtawą swoich popleczników Szwedów. Pierwsza połowa wieku XVIII okazała się niepomyślna nie tylko dla Bolesławca (zaraza, liczne przemarsze wojsk i pożary), ale również dla młyna, który chylił się ku upadkowi. Dopiero kiedy kontraktowym dzierżawcą został Tomasz Sodomski, nastąpiła pomyślna odmiana. Generalny remont przywrócił młynowi dawną świetność. Lustrator odnotował (w 1782 roku i 1789 r.), że dach jest kryty gontami, młynica - główne pomieszczenie produkcyjne w młynie, ma zamykanie z desek sosnowych nabijanych głowaczami, a wewnątrz znajduje się podłoga z tarcic, brak jednak powały. W pobliżu młyna stoi chałupa, kryta słomą, gdzie mieszka dzierżawca. Opodal - nowa stodoły i chlewy. Arendarz wystarał się też o pozwolenie na założenie sadu w pobliżu zamku.
Po drugim zaborze i wkroczeniu wojsk pruskich młyn został upaństwowiony. Funkcję młynarza pełnił Krystian Rodzay. W 1806 r. od burmistrza Bolesławca uzyskał pozwolenie na zajęcie pobliskiego placu miejskiego. Fakt ten był istotny z punktu widzenia interesów mieszkańców miasteczka. W umowie wyraźnie zaznaczono szczególne zobowiązania nabywcy: ponieważ prywatna posesja uniemożliwi czerpanie wody potrzebnej do produkcji w browarze, jej nowy właściciel zobowiązuje się do wystawienia specjalnych rynien dostarczających wodę. Tego warunku Krystian, a później jego następca Daniel Rodzay, nigdy nie wypełnił. Burmistrz próbował polubownie rozwiązać konflikt, lecz choć obydwie strony wyraziły zgodę na gratyfikację pieniężną (roczny podatek do kasy miejskiej), nie uchroniło to jednak browaru przed upadkiem. 6 września 1830 r. młyn przeszedł w ręce prywatne. Nabywca - Ludwik Kanus podpisał niezbędne porozumienie z Komisją Rządową w Kaliszu i zapłacił ponad 3 tys. złotych polskich.
Od 1825 r. przez kolejne 100 lat młyn znajdował się niemal na samej linii rozgraniczającej dwa zabory: Prusy i Rosję (jednak jeszcze po stronie carskiej). Tutaj żołnierze - strażnicy rosyjscy chronili się przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi, a z bezczynności wycinali na belkach młyńskich daty i nazwy swoich pułków.
W okresie walk o niepodległą Polskę, a szczególnie w czasie powstań śląskich młyn w Bolesławcu odegrał niezbyt chlubną rolę. Wśród mieszkańców do dzisiaj żywe są wspomnienia o działalności niemieckiego młynarza, przekazującego swym pobratymcom zza granicy wieści o ruchach oddziałów powstańczych. Czynił to za pomocą sygnałów świetlnych nadanych z pomieszczeń na piętrze młyna.
W 1936 r. kolejny właściciel - Niemiec Weiss - zmienił ciąg technologiczny: z Wrocławia sprowadził i zamontował turbiny. Podczas wojny współpracował z hitlerowcami. Jedna z jego córek uważała się jednak za Polkę. Poniosła za to najwyższą ofiarę.
Po drugiej wojnie światowej młyn ponownie pełnił swoją pierwotną funkcję - mielił zboże. Dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych został wyłączony z użytkowania i poddany konserwacji. Planowano umieszczenie w nim Oddziału Młynarstwa Muzeum Techniki w Warszawie, ostatecznie jednak ulokowano w nim hotel i restaurację. Dziś obiekt jest własnością prywatną. Nadal przyjmuje gości, którzy mogą tu zjeść i zanocować, a przy okazji obejrzeć ten unikatowy zabytek budownictwa młynarskiego.
O jego niezapomnianym uroku stanowi także otoczenie: pobliska, górująca nad całym terenem baszta przypomina o istniejącym tu niegdyś, średniowiecznym zamku, a wokół kępy drzew, zagajniki, łąki i woda. woda, woda...
W dniu 07.02.2007 budynek młyna spłonął w pożarze. W oczekiwaniu na decyzję Ministerstwa Kultury w kwestii dalszych losów zabytkowego budynku na terenie Ośrodka Stary Młyn wybudowaliśmy nową Karczmę Młynarzówkę i Gościniec Młynarz.
Z zakurzonych i mrocznych archiwów skrzętnie,
a dokładnie wydobył i tu wiernie przedstawił
godny kontynuator dzieła Jana Długosza
Piotr Zawada